Geoblog.pl    Kaliusz    Podróże    Londyn by foot    London by foot
Zwiń mapę
2007
12
wrz

London by foot

 
Wielka Brytania
Wielka Brytania, London
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 1445 km
 
Dzisiaj mam czas dla siebie i dla miasta. Okazuje się, że lokalizacja mojego hoteliku jest idealna - w samym centrum, dwa lub trzy kroki od wszystkiego. No to ruszam w drogę, bo jednak do którejś tam godziny muszę się dostac na lotnisko.
Najpierw trafiam do Hyde Parku, który jest ogromny. Szukam osławionego miejsca wystąpień ale znajduję tylko zamkniętą budkę w Speakers Corner. Puste ławki, zamknięte rolety, widac nie sezon na wystąpienia publiczne.
Natrafiam też na Wellington Arch który wygląda trochę jak z innej bajki. Ale w końcu to pomnik, i facet ważny i atrakcja turystyczna. Jest też jeszcze ogródek warzywny. W parku, w samym centrum miasta. Na opisie czytam, że w ten sposób przybliżane są dzieciom i dorosłym różne warzywa. Wielkomiejska sprawa.
Szybko idę do Pałacu Królowej, który jest bardo rozczarowujący. Całkiem zwyczajny budynek pałacowy, nie wykwintny, tylko taki trochę ciosany. Wiem, że nie codziennie Królowa ma uroczysty wyjazd w karecie czy coś innego, ale tak w dniu powszednim do raczej puste, nudne miejsce. Przynajmniej od zewnątrz.
Zostawiam więc pałac i idę w kierunku Tamizy i innych atrakcji. Katedra robi bardzo duże wrażenie. Pozytywne. To jest kawał pięknej architektury i budowlanki. Wzrusza wyszukaniem, przytłacza skalą, onieśmiela. Taki chyba był zamysł kiedyś, jak ją budowali.
Zaraz obok Bug Ben i Parlament - budynek też ciekawy, symbol miasta w końcu. Natomiast to co się rzuca w oczy to wszędzie uzbrojeni po zęby policjanci. Z długa bronią, której nie noszą bynajmniej na plecach. Do tego betonowe zapory. Znak czasu? Pewnie tak. To jest coś, co da się w tym mieście zauważyc.
Idę jeszcze zerknąc na Downing Street ale jest odcięte wysokimi kratami i całą masą policjantów. Znak czasu?
Zupełnie przypadkiem nieco dalej natrafiam na koszary kawalerii i trafiam akurat na jakąś zmianę warty. Na placu wielkie konie, jeden w jeden ustawione nos w nos. Faceci w wielkich butach (w których ciężko im się chodzi) i hełmach z czerwonymi kitami pokrzykują do siebie i dają piękne przedstawienie opanowania koni.
W końcu przekraczam Tamizę i stoję pod wielkim The Eye. Bardo fajna sprawa, aż szkoda że nie przepadam za takimi atrakcjami. Widok z góry i samo przeżycie jazdy w oszklonej pigułce musi byc bardzo ciekawe. Tutaj też daje o sobie znac znak czasu - po wyjściu ludzi wpada do każdej kapsułki ekipa z lusterkami i sprawdza czy ktoś czegoś nie podłożył. Przed wejściem też rewizja torebek i wykrywacz metalu. Znak czasu.
Dalej spaceruję sobie rekreacyjnie czyli mniej więcej gdzie mnie nogi poniosą. Trochę wybieram cel, ale nie upieram się, że muszę tam dotrzec. Docieram do China Town, które rzeczywiście jest miastem w mieście. Nagle sklepy są chińskimi knajpkami, z ludzi nie-Chińczyków to tylko turyści chyba. Taki inny świat - ciekawe bo u nas tego nie ma.
Na koniec trafiam na Piccadilly Circus, który tak tętni życiem, tymi wielkimi reklamami, że ma w sobie jakąś wesołą energię. Fajne miejsce.
I czas się skończył. Nogi mi odpadają - przecież przespacerowałem całkiem spory kawałek Londynu.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (10)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
Kaliusz
Paweł Lewiński
zwiedził 5% świata (10 państw)
Zasoby: 42 wpisy42 1 komentarz1 118 zdjęć118 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróżewięcej
29.09.2014 - 29.09.2014
 
 
01.05.2005 - 01.10.2005
 
 
04.05.2007 - 06.05.2007