No tego się nie spodziewaliśmy (nie wiadomo dlaczego) ale dzień przywitał nas deszczem. Jakoś zakładaliśmy, że pogoda to musi byc piękna i słoneczna podczas naszych wymarzonych wakacji. Trochę z duszą na ramieniu ruszamy w miasto.
Metrem ruszamy do Piazza del Popolo - zwiedzamy bogaty w zabytki kościół, oglądamy egipską kolumnę i omijamy mnóstwo przedsiębiorczych sprzedawców parasolek. Deszcz jest łagodny i tylko co jakiś czas następuje istne oberwanie chmury, na szczęście krótkotrwałe. Wchodzimy na pobliskie wzgórze Monte Pincio by podziwiac trochę mokry Rzym.
W końcu wychodzi słońce i już bardzo zadowoleni docieramy do Hiszpańkich Schodów. Wszyscy inni też są zadowoleni i schody wypełniają się uśmiechniętymi ludźmi. Wchodzimy na nie i schodzimy, siadamy i próbujemy złapac klimat miejsca, ale niestety jakoś się nie udaje.
Potem już tylko romantyczny spacer ulicami miasta, schodzimy nad Tybr, oglądamy od zewnątrz Castel Sant' Angelo. Posąg Michała Archanioła powstał po tym jak w mieście panowała zaraza i ówczesny papież robił obchód miasta. W końcu zobaczył na szczycie zamku właśnie Archanioła co miało zwiastowac, że kara dla mieszkańców Rzymu się skończyła.
Wokół Mauzoleum Augusta widzimy nagle porozstawiane śmiesznie różne rzeczy. Najpierw na kałuży widzimy trzy żółte kaczuszki. Potem na każdym słupku ogrodzenia znajduje się jakaś ekspozycja. Na jej końcu jest informacja, że jeżeli ta wystawa się podobała, to dajmy artyście kilka euro za wysiłek. A jeżeli jeszcze nam się nie spodobała, to obejrzyjmy ją jeszcze raz.