Większośc dnia zaplanowaliśmy dla Watykanu. Pogoda zrobiła się chłodniejsza i nawet trochę deszczowa i chodzenie po mieście nie wydawało się dobrym pomysłem.
Plac św. Piotra każdy zna doskonale chociażby z telewizji. Wśród ogromu rzymskich zabytków sam w sobie nie wyróżnia się specjalnie. Słyszymy gdzieś informacje, że piękna i szeroka droga prowadząca do Bazyliki została zbudowana zbudowana z polecenia Mussoliniego i zniszczono przy tym sporą częśc zabytkowych budynków (podobnie jak na Forum i pewnie jeszcze w innych miejscach miasta). Tak więc dzisiejsza perspektywa tego miejsca wywodzi się właśnie z tego faktu. Później mieliśmy okazję nawet oglądac wystawę, którą krótko można zatytułowac - architektoniczna działalnośc Papy Benitto. Hmm, ciekawe podejście.
Ustawiliśmy się w dłuuugiej kolejce do Bazyliki, która potem rozdziela się na tę do wnętrza i do wjazdu na kopułę. Decydujemy się na wnętrza. W środku klimat bardzo turystyczny (chyba niestety, ale na to się nie da nic poradzic). My też odwiedzamy po kolei ważne miejsca - rzeźbę siedzącego na tronie św. Piotra, którego trzeba złapac za but (nie robimy tego z uwagi na wewnętrzną kolejkę), baldachim i oczywiście Pietę. Rzeźba bez wątpienia jest przepiękna i niezwykła, ale nie można tego osobiście odczuc - jest daleko, za szkłem a dookoła setki głosów turystów. Potem zastanawiamy się dlaczego coś jest uznawane za arcydzieło i dlaczego setki i miliony ludzi (z nami włącznie) chce zobaczyc np taką Pietę. Nie znamy się na tym, estetycznie jest bardzo przyjemna w oglądaniu, ale że to arcydzieło - po prostu nam powiedziano. Gdyż Słowacki wielkim poetą był.
W ogólnym hałasie poświęcamy kilka minut na modlitwę za to co dla nas najważniejsze, w tym najważniejszym miejscu Chrześcijaństwa. Schodzimy też do podziemi, gdzie pochowani są wszyscy papieże. Tutaj zdjęc nie wolno robic, chociaż co chwila widzimy różnych ludzi cykających ukradkowe fotki. Strażnicy przy grobie naszego Papieża pilnują porządku a człowiekowi coś się na sercu robi.
Kolejnym punktem miały byc Muzea Watykańskie i wtedy przeżywamy szok. No spodziewaliśmy się wielu ludzi ale TYLU? Idziemy sprawdzic jak długa jest kolejka i jest, tak na 2 ulice z zakrętasem. W końcu po wielu wahaniach decydujemy się przyłączyc do kolejkowiczów. Zdumiewająco szybko docieramy do kas - nie wiemy jak ale organizacyjnie jest to rozwiązane można by rzec, że błyskawicznie. w sumie potem trochę żałujemy, że nie zrobiliśmy tak jak radził przewodnik - Muzea Watykańskie - jeden CAŁY dzień. A najlepiej kilka.
Wrażenia pod jakim byliśmy (tak wiem, znowu-znowu) nie da się opisac. To trzeba zobaczyc.
Kaplica Sykstyńska jest zatłoczona do ostatniego miejsca - ledwie można wejśc. Panuje też ogromny hałas uciszany co chwila przez strażników krzyczących "Silencium!". Na ułamek sekundy hałas przycicha, by po chwili wystrzelic z nową siłą. Puszczane są też komunikaty w wielu językach by uszanowac święte miejsce i by nie robic zdjęc. Co sekunda błyskają flesze ukradkiem robionych fotek i tego nie da się opanowac. Trudno się w tych warunkach skoncentrowac, czy chocby skupic. Jak potem usłyszałem w jakimś programie kaplica została zaprojektowana tak, by oglądac ją od drugiej strony niż dzisiaj się do niej wchodzi. Tak czy inaczej napracował się Michał Anioł, żeby to wszystko namalowac, oj napracował się. Miejsce bez wątpienia niezwykłe, gdyby jeszcze nie te setki turystów.
Pełni wrażeń spacerujemy romantycznymi uliczkami Rzymu nigdzie się nie spiesząc. Trafiamy na Campo di Fiori, gdzie narożną knajpeczkę w której jemy prowadzi Polak. Przy kieliszkach czerwonego wina patrzymy sobie na rozbiegane dzieci z tornistrami, turystów i codziennych mieszkańców tego miasta.
W końcu trafiamy pod osławioną fontannę di Trevi. Ludzi jeszcze więcej niż gdzie indziej, pewnie z uwagi na nieduże rozmiary samego placu. Wszędzie słychac syk "magicznych kamieni" oferowanych wszystkim dookoła. Do tego jeszcze kwiaty i inne pamiątki sprzedawane na zasadzie dotknij a jak dotknąłeś to kup. Fontanna oczywiście przepiękna i niezwykła - wrzuciliśmy po monecie. Żaden chłopczyk obok nie mówił "a bo ja nie chcę tu wrócic."