Kolejny dzień w Rzymie rozpoczynamy od zakupów jedzenia na śniadanie dla mnie, ponieważ dwie słodkie bułeczki (nieduże) jakoś nie wystarczają facetowi jak ja. Tuż obok naszego hoteliku jest kilka sklepików-piekarni i w końcu wybieram pizzo-chlebek. Chleb z dodatkami na wierzchu-bardzo dobry. I ruszamy. Jak się okazało to wczoraj dzięki przypadkowej wycieczce z przewodnikiem odwiedziliśmy bardzo dużo miejsc, które w Rzymie odwiedzic należy. Tak więc ruszamy na spokojny, romantyczny spacerek.
Na dużych ulicach mijamy setki motorowerów, turystów i wspaniale ubranych i pachnących Włochów (spostrzeżenie mojej przyszłej żony).
Najpierw docieramy do term Karakali, które bardzo chciałem zobaczyc. Nie chcę się powtarzac i mówic w kółko, że byliśmy pod ogromnym wrażeniem, ale cóż - tak po prostu było. Na mapie termy zajmowały kawałek przestrzeni ale w rzeczywistości są to ruiny niewyobrażalnego kompleksu. W skali, jakiej dzisiaj po prostu nie ma! Jednocześnie mogło tam wypczywac prawie 2 tysiące ludzi, wszystko było bogato zdobione (zostały tylko resztki mozajek na podłodze) i ogromne! To czego nam brakowało to jakieś przedstawienia jak to wyglądało w czasach swojej świetności. Oprócz jednej malej tabliczki nie wysilono się aby jeszcze bardziej pobudzic wyobraźnię odwiedzających.
Wracamy potem na Forum Romanum, żeby spokojnie obejrzec to na co wczoraj rzuciliśmy tylko okiem. Dochodzimy do wniosku, że w tym miejscu jednak taki przewodnik się przydaje, ponieważ nagromadzenie obiektów jest tak duże, że nie wiadomo na co się patrzy. A tabliczek informacyjnych żadnych nie ma (i dobrze, bo dziwnie by wyglądały w tym starorzymskim miejscu).
Odwiedzamy Panteon, który dzisiaj jest już otwarty i podziwiamy wnętrze. No co tu dużo mówic - znów jesteśmy pod wrażeniem. Trafiamy też do dzielnicy żydowskiej z fontanną z żółwiami.
Chodząc uliczkami znajdujemy chyba trochę zapomniane ruiny jednej z pierwszych osad rzymskich - ot wykopalisko gdzieś pośród normalnych ulic, nie oblegane przez turystów. Przeczytaliśmy, że to najstarszy zachowany fragment świątyni.
Gdzieś na małej uliczce próbujemy wreszcie włoskich lodów i są przepyszne!