Bilet na Bus Turistic kupiłem na dwa dni (są dostępne różne opcje i trasy), więc dzisiaj dalej rasowego turyzmu. Najpierw kolejna próba na Tibidado, na który jeździ słynny, niebieski tramwaj. Czekam i czekam a jego nie ma i już mam wsiadac w autobus, ale w końcu przyjeżdża. Na szczycie w sumie nic szczególnie atrakcyjnego, może kiedy pogoda jest bardzo dobra (a nie była) i widac Pireneje i to jest atrakcja. Albo jak się wejdzie do lunaparku na szczycie, a tak to po prostu punkt widokowy. Mnie pogoda nie dopisała i na horyzoncie widziałem głównie chmury.
Natomiast wczoraj zamknięty klasztor bardzo fajny. Dużo ciekawych obrazów i taki jakiś nastrój ... klasztorny. Zdjęc nie można robic bo zaraz ganiają panie strażniczki. Fajne króżganki, fontanny, drzewka pomarańczy - miło by się tu mieszkało gdyby nie malutkie, spartańskie pokoiki-cele dawnych zakonników.
Dalej idę zobaczyc wioskę olimpijską, która robi wrażenie wielkiego, opustoszałego miasta. Smutne to, ludzi nie ma, turystów nawet nie ma. Taki martwy pomnik jednej imprezy.
Trafiam też do Poble Espanyol, czyli taka stara Hiszpania w pigułce. Zbudowali to sobie na Wystawę Światową i zostało. Wąskie uliczki, rękodzieło, domki z różnych stron kraju. Taka sympatyczna atrakcja turystyczna.
Potem spacerowałem barcelońskimi uliczkami. Gwarnymi, głośnymi, wypełnionymi Hiszpanami i turystami. Bez wątpienia polecam hiszpańskie gofry, które są inne niż te nasze. Z jakiegoś ścisłego, chyba bardzo tłustego ciasta, w bogatym wyborem dodatków - przepyszne.